Dobiegła już końca wyprawa na Przylądek Północny, na tę słynną krawędź. Spełniło się marzenie Mariusza. Powitanie miało być wielką niespodzianką i tak też było - wstęga, baner, szampan, rodzina i znajomi. Wszystkim tym, którzy włączyli się w zorganizowanie tego przywitania oraz pojawili się na nim - najszczersze i największe podziękowania. Szczególnie dla Grincha, którego zapał udzielał się nam wszystkim, dziękuję za jego poświęcenie i za to "napompowanie":)
Dodam może, iż ten ostatni dzień to dystans 165 km - czyli nowy rekord podczas ten podróży, trochę burzy i pod wiatr, ale widząc tyle znajomych twarzy Mariusz zapomniał o zmęczeniu czy głodzie.W głowie już kolejne plany, tyle, że już nie sam, dosyć ma samotności po tych 2 miesiącach.
A dla wszystkich Was Drodzy Czytelnicy tego bloga także podziękowania, iż śledziliście losy Naszego Podróżnika. Dla mnie było przyjemnością przekazywać Wam te wieści.
Podpisano:
Krysia
p.s. myślę, że już następne wyprawy opisywać będzie sam już Mariusz