Dziś Mariusz opuścił wygody domowe, ciepła wodę, prąd i nawet trafił mu się deser (!). Minął Oslo, a zaraz za nim zaczęły się górki. Nocleg spędza nad potokiem. Jutro....znów zapewne górki..i jeszcze tak długo i długo będzie górzyście...
p.s. po Waszych napominaniach dopiszę parę słów, które siedzą mi w głowie po rozmowie z Mariuszem na skype'ie. Sam Mariusz wysyła współrzędne smsami i jeszcze w 5 (dosłownie) słowach dopisuje, co u niego (co zresztą czytacie na tym blogu), a ja staram się to rozwijać. Namawiałam go także, żeby sam dopisał coś od siebie tutaj - ale brakło mu czasu - niestety.
Pierwsze co go zaskoczyło to pogoda - wciąż ładna, słoneczna i ten przyjazny mu południowy wiatr (no powiedzmy, że południowy). Czy aby on rzeczywiście pojechał na północ?
Drugą rzeczą jest życzliwość ludzi. Niedaleko jak 2 dni temu Mariusz rozbił się (namiotem) na pewnej polance nieopodal domku (co widać na zdjęciu z satelity), z domku wyszła pani i (jak to zapewne bywa z ludzkiej ciekawości) zaczęła wypytywać - kto on, gdzie on, po co on itd. Zapytała się także, czy nie potrzeba mu czegoś np. wody (a wody nigdy za wiele).
Koleją rzeczą, o której dowiedział się nasz podróżnik od pewnej pani (coś za dużo tych pań w tej podróży hmm) ze Szwecji to to, że istnieje takie prawo na terenie całej Skandynawii, iż można się legalnie zatrzymać w każdym miejscu na jeden dzień, byleby miejsce to pozostawić nienaruszone (znaczy się nie zaśmiecać i nie niszczyć przyrody). Czyli jak znalazł dla Mariusza.
W trakcie swojej rozpoczętej wyprawy zdarzyło mu się łapać małe załamania, raz błądził i jeździł ciągle po lesie szukając drogi (krążył gdzieś w okolicy jeziora) i stąd na liczniku wyszło mu ponad 60 km, a w terenie przemieścił się o 36 km dalej.
Postaram się Wam (Drodzy Wierni Czytelnicy Blogu) podesłać trochę więcej szczegółów, póki co pozostaje nam tylko: "cierpliwości!" :)